sobota, 30 marca 2013

Pierwsze spotkanie

Podążałam wolno ulicami Atlanty. Pogoda była wspaniała, świeciło słońce, było ciepło, wszędzie można było zauważyć fragmenty zieleni, kwiaty czy fontanny. Lato w Atlancie było czymś cudownym. 

Po ok. 15 minutach spaceru znalazłam się pod ogromnym wieżowcem. Na samym jego szczycie widniała tablica z napisem : "N&E Mikaelson".
Wiedziałam, że firmę prowadzą bracia, Niklaus i Elijah Mikaelson. Na spotkanie umówiona byłam z Niklausem.
Ściany budynku zbudowane były z luster, więc korzystając z okazji postanowiłam sprawdzić ostatni raz swój wygląd. Miałam na sobie szpilki, czarną, dopasowaną spódniczkę, która sięga do kolan, oraz czarno-białą koszulę z krótkim rękawem. W ręce trzymałam jeszcze żakiet i kopertówkę, oraz teczkę z dokumentami. Poprawiłam jeszcze swoje blond loki, które delikatnie opadały mi na ramiona, sprawdziłam makijaż i ruszyłam w stronę wejścia.

W recepcji dowiedziałam się, że mam jechać na ostatnie piętro, czyt. 25 piętro, co trochę mnie przeraziło. Nie lubiłam jeździć windą, miałam z nią złe skojarzenia. 

Kiedy dojechałam na samą górę i drzwi windy się otworzyły, oniemiałam z wrażenia. Hol był cały w szkle. Na wprost windy stała ogromna skórzana kanapa i kilka foteli. Na bogato, pomyślałam. To zdecydowanie nie miejsce dla mnie. Po lewej stronie stał duży kamienny kontuar, a za nim siedziała śliczna brunetka. Choć słowo śliczna, to mało powiedziane. Miała długie, kasztanowe, lekko skręcone włosy, które swobodnie opadały na jej ramiona. Ubrana była w krwistoczerwoną sukienkę i nieziemsko wysokie obcasy. Szef ma gust, pomyślałam. 
Na mój widok wstała i z uśmiechem na twarzy zapytała:

-Pani Caroline Forbes? 


-Tak, to ja. - odpowiedziałam. Chciałam już dodać, że przyszłam w sprawie pracy, ale nim zdążyłam otworzyć usta, kobieta mnie wyprzedziła. 

-Proszę usiąść. Pan Mikaelson za chwilę panią przyjmie, niestety zebranie trochę się przedłużyło. - powiedziała cicho. -Napije się pani czegoś? 

-Wody. -odpowiedziałam. I gdy kobieta postawiła przede mną szklankę, z drżącym głosem odpowiedziałam - dziękuje. 

-Proszę się nie denerwować. Pan Niklaus nie jest taki straszny, jak się wydaje. -mówiąc to uśmiechnęła się do mnie, po czym odeszła do kontuaru i zaczęła coś pisać na komputerze. Szczerze to mnie nie pocieszyła. "Nie jest taki straszny, jak się wydaje", tzn. jaki? Już chciałam się odezwać, gdy nagle drzwi od gabinetu po mojej lewej stronie się otworzyły i wyszło z niego kilku mężczyzn. Kobieta przy kontuarze wstała i z uśmiechem na twarzy pożegnała mężczyzn. W niespełna minutę później zadzwonił jej telefon.

-Tak panie Niklausie, za chwilę będzie. -powiedziała do słuchawki, odłożyła ją i podeszła do mnie. - Pani Mikaelson prosi do siebie. -powiedziała i skierowała się w kierunku jego gabinetu. Poszłam za nią i czułam jak moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Dlaczego się tak denerwowałam? To tylko rozmowa o pracę. 

Sekretarka otworzyła mi drzwi, i kiedy tylko przekroczyłam próg gabinetu, zamknęła je za mną. Podniosłam głowę i ujrzałam ogromne, drewniane biurko, z prawej strony barek, pełen różnych butelek, domyślam się, że także z alkoholem. Obok niego stała czarna kanapa, 2 fotele i stolik. Na jednym z foteli siedział mężczyzna, odwrócony tyłem do mnie i piszącym coś na kartce. 

-Przepraszam panią. Muszę to podpisać. - powiedział i w sekundę później wstał. O Mój Boże, pomyślałam. Przede mną stał nie mężczyzna, ale jakieś bóstwo. Był wysoki, o atletycznej budowie. Ubrany w czarny garnitur, idealnie na niego skrojony. Miał ciemne włosy, niezbyt krótkie i niezbyt długie. Nie wiem czy były one jasnobrązowe czy ciemnoblond, ale były cudowne. Jego oczy były błękitne i wpatrywały się przenikliwie we mnie. Za nim się odezwałam, zdążyłam jeszcze zaobserwować jakiś trzydniowy zarost.

-Dzień dobry. Jestem Caroline. Caroline Forbes. - trochę drżał mi przy tym głos. Ten facet działał na mnie jak nikt inny. 

-Witam. - odpowiedział zbliżając się do mnie. Wyciągnął do mnie rękę i powiedział - Jestem Niklaus. Ale mów mi Klaus. - Gdy uścisnęłam jego rękę i chciałam cofnąć swoją dłoń, Klaus podniósł ją do swoich ust i delikatnie pocałował. Boże..., wyszeptałam do siebie w myślach.

Rozmowa o pracę nie trwała długo. Po pytaniu dlaczego nie poszłam na studia, Klaus wypytywał mnie o rodzinę, przyjaciół. Trochę mnie to irytowało, ale nie chciałam nic mówić. Potrzebowałam pracy. Na każde pytanie odpowiadałam spokojnie. Spojrzałam dyskretnie na zegarek, była 11.27. Rozmawialiśmy już ponad godzinę, a ja zaczynałam się denerwować, bo nie wiedziałam czy dostanę tę pracę. 

-To chyba wszystko. - odpowiedział Klaus. - Masz jakieś pytania?

-Nie, nie mam. - odpowiedziałam. Zacisnęłam z nerwów ręce na kolanach. Na szczęście dzieliło nas biurko i Klaus nie mógł tego zauważyć. 

-W takim razie o decyzji poinformujemy panią telefonicznie. 

Mój entuzjazm natychmiastowo opadł. Czyli nie dostałam tej pracy. Zawsze tak mówią, aby kogoś spławić. Ale, żeby zachować pozory uśmiechnęłam się, wstałam z krzesła, po czym podziękowałam za rozmowę, pożegnałam się i wyszłam. Przed wejściem do windy skinęłam z uśmiechem na kobietę w recepcji i wsiadłam do windy. Miałam ochotę płakać. Wiedziałam, że będzie ciężko, ale miałam nadzieję, że mi się uda. 

-Muszę szukać gdzieś indziej. - powiedziałam do siebie w windzie i słabo się uśmiechnęłam. - Dam radę. 





W nocy obudził mnie jakiś hałas. Wystraszona zerwałam się z łóżka i zapaliłam lampkę nocną. Nikogo tu nie było. Nic nie zginęło. Zaśmiałam się sama do siebie. 

-Musiało mi się coś przyśnić. 

I kiedy już miałam gasić światło, poczułam delikatny powiew wiatru na skórze. Okno było otwarte. I to nie ja je otwierałam. To na pewno wiatr, powiedziałam do siebie w myślach. Podeszłam do okna i zamknęłam je, przy okazji sprawdzając czy nikogo nie ma na zewnątrz. Nikogo nie zauważyłam, więc zrezygnowana zgasiłam światło i poszłam spać. 

Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Otworzyłam oczy i zaczęłam szukać telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, ale nie miałam zapisanego tego numeru. Nacisnęłam przycisk "odbierz" i powiedziałam jeszcze zaspanym głosem:

-Tak?

-Masz tę pracę. -To był Klaus. 

__________________________________________

Przepraszam za tak długą przerwę i za to, że rozdział jest nijaki. Ale to co chcę napisać, wymaga wprowadzenia i myślę, że od kolejnego rozdziału już będzie ciekawiej. 

Zapraszam do czytania i komentowania :)

czwartek, 7 marca 2013

Prolog

Moja historia nie jest długa, trwa zaledwie 2 lata. Lecz mimo tego, jest ona skomplikowana i zawiła.
Posiada dobre i szczęśliwe momenty, przeplatane okresami smutku, złości i cierpienia. 
Nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, by ją nazwać, ale mogę nieco nakreślić Wam jej rys. Będzie to historia o miłości, przyjaźni i rodzinie. Ale także o cierpieniu, smutku i stracie. 
Możecie pomyśleć, że to rodzaj pamiętnika, i prawdopodobnie będziecie mieli rację. Ale wierzcie mi, takich rzeczy nie piszę się w pamiętnikach. Od tysięcy lat nie mówi się o nich głośno.

Wszystko zaczęło się w Atlancie, w roku 2010. Miałam wtedy 19 lat, i właśnie skończyłam szkołę średnią. Moich rodziców nie było stać na opłacenie studiów, więc rozglądałam się za pracą w mieście. 
Mimo braku pieniędzy, nie mogłam narzekać na moją kochającą się rodzinę. Byli dla mnie najcenniejszym skarbem. Moje pójście do pracy miało nam pomóc wyjść na prostą. Miałam 2 młodszego rodzeństwa, którymi się opiekowałam, kiedy rodzice ciężko pracowali. Bałam się tego, że nie będę miała z kim ich zostawić, gdy pójdę do pracy. Ale to było jedyne wyjście. 
Przeglądając gazety znalazłam ciekawą ofertę. Szukano asystentki do biura. Mimo, że byłam tylko po szkole średniej, postanowiłam pójść na rozmowę. W końcu nikt mnie nie zabije, jeśli tam pójdę. 
Nieświadoma tego, co miało się stać postanowiłam pójść na tę rozmowę. 




Witam! To mój drugi blog, znacie mnie z http://klaroline-tvd.blogspot.com/.
Mam nadzieję, że ten blog też Was zainteresuje.
Zapraszam do czytania i komentowania.
Pozdrawiam :)